piątek, 23 maja 2014

Trochę historii.

   Kiedy rozpoczęliśmy nasze poszukiwania, lista moich życzeń była długa.
Dużo ziemi, przynajmniej III a. Łagodny klimat, rzeczka lub choćby źródełko, żeby można było założyć staw. Południowa wystawa. Dom do gruntownego remontu, koniecznie ze stodołą. Bez sąsiadów za oknem. Wioska ma być wiejska, bez nowych domów w stylu gargamelskim z tujowymi żywopłotami. Nie za daleko od naszego obecnego miejsca zamieszkania, do trzech godzin jazdy.
No i jeszcze mały, ale jakże ważny dla mnie szczegół: podjazd do domu na tyle długi, żebym mogła obsadzić go drzewami ;)
Tego wszystkiego potrzebowałam, żeby założyć wielki ogród z sadem, a mój M miał gdzie hodować kozy i owce.
   Nasze marzenia ulokowaliśmy na początek w łagodnym klimacie Wzgórz Strzelińsko-Niemczańskich czyli okolicach Arboretum w Wojsławicach :)
   Żadnych ogłoszeń przez wiele tygodni. W końcu pojechaliśmy na pierwsze bezpośrednie poszukiwania. Nikt nie chce sprzedawać, ale... chyba wzbudziliśmy zaufanie jednego z miejscowych, bo na drugi dzień ujawnił swój sekret: wkrótce będzie do sprzedania 3 ha gospodarstwo w sąsiedztwie, sprawa spadkowa w toku. Sam już sobie je zaklepał, ale właśnie zmienił zdanie i przekazuje nam tę cenną informację.
   Podjeżdżamy, a ja oczom nie wierzę. Jest wszystko, co sobie wymarzyłam!!! Ruinka nadaje się jeszcze do remontu, czarna ziemia, piękna rzeczka otoczona grądem opływa granicę działki. Sad. Gotowy staw, wystarczy uruchomić mnicha. Żadnych sąsiadów, tylko olbrzymie dęby i świerki. Nawet podjazd, 300 metrów zarośniętej dróżki wysadzanej starymi czereśniami. Cudo!

Podjazd z czereśniami. Kilka uschło :(


 Widok na całość.


   I tak zaczęły się kilkumiesięczne tortury. Dom niszczeje, dach dziurawy, a spadkobiercy 300 km od spadku. Nie wiedzą, co z nim zrobić.  Może sprzedać? Może nie sprzedawać? A może jednak sprzedać?
W końcu: "a nie, nie sprzedamy, chcemy mieć pamiątkę z dzieciństwa."


2 komentarze:

  1. Mieliście wypisz, wymaluj, taką listę życzeń, jak my ;) Życie ją trochę zweryfikowało... Ale historie ze spadkobiercami potrafią zmęczyć. My mieliśmy trzynastu... wciąż trudno mi uwierzyć, że udało się doprowadzić do szczęśliwego finału ;)

    OdpowiedzUsuń