Miało być o meblowaniu kamiennej sypialni, ale nie zdążyłam zrobić odpowiednich zdjęć, więc najpierw pokażę, co udało zrobić się w drugiej części piwnicy. Zresztą problem projektowania wnętrza, gdzie jest niewiele ścian ustawionych pod kątem prostym stwarza istotne problemy. Nie jestem architektem wnętrz, więc nie było łatwo. Jak na pochyłej ścianie umieścić umywalkę albo sedes? Gdzie zmieścić prysznic? Nie ukrywam, że trochę czasu mi to zajęło, wiele razy zmieniałam projekt. Nigdzie nie mogłam znaleźć zdjęć funkcjonalnych łazienek, gdzie dominują łukowe ściany. Designerskie szaleństwa odpadały, bo to nie miało być na pokaz, tylko do codziennego użytku dla wieśniaków. Pomysłu połączenia w jednym pomieszczeniu sypialni i łazienki nie brałam pod uwagę, wydaje mi się to przejściową modą, bardziej pasującą do hotelu aniżeli do domu. O ironio, na razie tak funkcjonujemy, bo nie możemy zdecydować się na rodzaj drzwi ;)
Zestaw chciejstw uwzględnianych przy projektowaniu nie był długi: leżąc w wannie chciałabym podziwiać gwiazdy lub zachód słońca, a prysznic ma być jak najmniej oddzielony od reszty łazienki, czyli blisko kamiennej ściany i na podłodze (bez brodzika). Jedyny techniczny problem stanowiła możliwość namakania fug między kamieniami podczas kąpieli, ale znalazł się odpowiedni preparat zabezpieczający.
Udało się, uwielbiam naszą łazienkę!
A dla przypomnienia
Oczywiście wnętrze nie jest gotowe. Jak
powiesiłam zasłony na szpilkach do którejś tam z kolei przymiarki, tak
wiszą ponad rok, bo są pilniejsze sprawy. Szafkę pomalowałam matowym olejem do blatów kuchennych firmy Colorit (bez zrobienia wcześniejszej próby, o ja naiwna) i teraz wygląda jak polakierowana na wysoki połysk. Jedyne, co zgadzało się z opisem na opakowaniu to wodoodporność. Marzę o dniu, kiedy toto uda się zeszlifować lub chociaż zmatowić. Kamień wystający z parapetu postanowiliśmy zostawić w całości, aby przypominał, jak solidnie zbudowane są ściany. Niestety został połączony z drewnem parapetu w sposób paskudny i całość jest do poprawki. Kiedyś się zrobi ;)
Tymczasem mogę cieszyć się zachodami słońca.
Aha, coś z nowości. Jakiś czas temu pomyślałam sobie, że skoro poprzedni cel został prawie osiągnięty, to czas wyznaczyć sobie nowy. Stała się nim ekoturystyka. To pojęcie obiło mi się kiedyś o uszy i teraz
zastanawiając się nad zwięzłym opisem naszej planowanej działalności,
sprawdziłam jego definicję i okazuje się, że większość naszych zamierzeń można
zawrzeć w tym jednym słowie.
Praca trwa i mam cichą nadzieję, że pierwszych gości będziemy mogli zaprosić już w
kwietniu. Nie mogę się tego doczekać, ale jednocześnie jestem pełna obaw,
czy podołamy, bo plany są ambitne.
Nazwiemy się
Dzikie Róże. Nasz profil na fb jest
tutaj