sobota, 30 lipca 2016

Droga do raju

Mam pewne wytłumaczenie na to, że przez te dwa lata  zawodziło nas myślenie zdroworozsądkowe i rzucaliśmy się na kopanie i sadzenie ze sprinterskim tempem. Co prawda dom zawrócił nam w głowach, ale nie na tyle, żeby nie chciałoby się przy okazji skorzystać z dobrodziejstw natury. A tu kicha. W nowo kupionym siedlisku zastaliśmy nieliczne ptaki, pszczoły brzęczały, ale na lipie u sąsiada, wokół tylko łąka i to prawie wyłącznie trawiasta. Jak nie ma kwiatów, to nie ma bzykania, owadziego oczywiście ;)  Nawet nie było  z czego robić bukietów, żeby jakoś ocieplać ówczesne ruderalne wnętrza. Więc pomimo ogromu roboty z remontowaniem domu i stodoły musieliśmy, no po prostu musieliśmy zająć się ogrodem. Krew, pot i łzy.
W tym roku widać pierwsze efekty, zleciały się ptaki. Częściowo dzięki budkom,częściowo dzięki zastawionym dla nich stołom. Teraz mają owadów w bród. Przylatują też ukochane nietoperze. Skąd te zmiany? Powstały różne siedliska.  Zaczęliśmy kosić łąkę. Są trzy strefy. Tam, gdzie rośnie przyszły zagajnik, M kosi tylko wokół drzewek, a resztę zostawiamy w spokoju. Większość terenu jest łąką dwukośną, a co 2-3 tygodnie kosimy placyk pośrodku łąki, aleję lipową, sad i ścieżki. Każda ze stref już zdążyła wzbogacić się o różne gatunki roślin, a wraz nimi pojawiły się chmary różnorodnych owadów.

 

Wspomniane w poprzednim poście połacie nieosłoniętej ziemi, w tym roku udało się obsiać gotową mieszanką dla zapylaczy: gryka, facelia, ogórecznik, wyka, koniczyna.  



Przypadkowo powstała łąka pełna koniczyny. To jedyne miejsce, gdzie prace koparkowe przyniosły pozytywny skutek.  W miejscu poziomowania terenu  została zgarnięta większość próchnicy, a ubogi teren samorzutnie opanowała koniczyna.

Super sprawą okazało się wykopanie kilku stawków na terenie łąki. Granice dwóch różnych siedlisk są najbardziej bogate w różnorodne żyjątka, więc planowane powiększanie różnorodności naszego rajskiego dobytku poszło w dobrym kierunku. Wraz z przywiezionymi dzikimi roślinami pojawiła się wszelaka drobnica słodkowodna i imponujące ważki, przywędrowały trzy gatunki żab i zaskroniec. Płytkie brzegi są okupowane przez pszczoły, a słowo okupacja nie jest przesadzone. Czasami lądują tu dzikie kaczki, ale na razie nie mają odpowiednich warunków. Muszą poczekać ze dwa lata. Podczas ubiegłorocznej suszy w tamtym roku gościliśmy także jakieś ssaki, które zostawiały wydeptaną ścieżkę do wodopoju, a dwie sarny przeskoczyły przez ogrodzenie, aby dostać się do wody. Dobrze, że akurat przyjechaliśmy na weekend, bo nie potrafiły same wydostać się z powrotem do lasu i trzeba było rozciąć siatkę.



Bliżej domu powstanie ogród ozdobny. Podczas przeprowadzki zwieźliśmy część ogrodniczego dobytku, który w kilka dni trzeba było gdzieś tymczasowo posadzić.
Takich wypełnionych po brzegi kursów M zrobił chyba z pięć.


Na kawałku oczyszczonej z grubsza ziemi losowo poupychaliśmy byliny, obok w pośpiechu zadołowałam krzewy.  Tam czekały na wiosnę, a wtedy mieliśmy je przesadzać na docelowe miejsce.
Ambitny plan zakładał zatrudnienie kogoś na stałe w charakterze operatora łopaty i taczki. Poszukiwania trwały od lutego do maja, a pomimo wsparcia sąsiadów i znajomych zakończyły się spektakularną klapą. Już nie chcę nikogo. Na początku nie wierzyłam przestrogom, że nikogo sensownego nie znajdziemy. Co? My nie znajdziemy?! A co to, bezrobocie się skończyło? W ciągu kilku miesięcy poszukiwań chęć przyjścia do pracy wyraziły cztery osoby. Dwie z nich nawet przyszły! Trzecia oświadczyła, że poniżej 15 netto nie opłaca się chwytać za łopatę. Czwarty chętny był zachwycony propozycją i nawet kilka dni popracował. Wkrótce jego radość z posiadania stałej pracy zniknęła, a wraz z nią bez słowa zniknął pracownik. Okazało się, że problemy z posiadaniem pracy są dwa: po pierwsze, do pracy trzeba przyjść, a po drugie, w pracy trzeba pracować. Tą szokującą prawdę inni odkryli już wcześniej i dlatego nie było więcej chętnych. Może to i dobrze. Nieswojo czułam się patrząc, kiedy obca osoba sadzi moje róże. Co one na to powiedzą? Przez tyle lat znały tylko moją rękę. Nie były zbyt szczęśliwe, ale najwyraźniej mi przebaczyły, bo nawet zakwitły :)
Tegoroczny kształt krzewów nie jest ładny, to efekt drastycznego przycięcia po przesadzeniu. Rok temu miały około ośmiu metrów rozpiętości. Nie wierzyłam, że zniosą przesadzanie, ale M uparł się je zabrać. Przed podróżą wyciął większość pędów, zostawiając metrowe kikuty. No i się udało. Za dwa lata powinny wrócić do dawnej formy.


Wracając do stałych miejsc na przywiezione roślinki- oczywiście bez pomocy z zewnątrz plany musiały lec w gruzach. Pomiędzy wsadzone tymczasowo byliny  upchałam jeszcze ze dwadzieścia krzaków,  a nie są to malutkie krzaczki mieszańców herbatnich, bo takich nie darzę sympatią. Kolekcjonuję głównie stare róże parkowe, róże historyczne i dzikie. Więc w tym roku męczą się okrutnie nie mogąc się rozrastać, zagłuszane przez ekspansywne byliny. Nie mają wyjścia, muszą poczekać do kolejnej wiosny, bo jesienią są marne szanse.

I właśnie w ten chaotyczny sposób powstała tymczasowa rabata bylinowo-różana.


 
 

 
Dość o kwiatkach. Te tematy chyba nie za bardzo interesują wielbicieli remontowania starych domów, więc już ani słowa o moim bziku. Następnym razem będą zacniejsze tematy czyli warzywa i żywy inwentarz.

Tymczasem zapraszam na leżak czyli powszechnie używany sprzęt wiejskich osiedleńców wg bajkopisarzy spod znaku sielskiego życia na werandzie.


19 komentarzy:

  1. Mamy podobne bziki z tym tylko, że ja jeszcze nie stworzyłam ogrodu. Może za rok.

    Przerobiłam szukanie ludzi do pracy. Nie znalazłam chętnych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zadziwiające jest to zjawisko, prawda?
      Trzymam kciuki za zakładanie ogrodu i pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Lubisz takie róże jak ja!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, te łąki! Tylko usiąść i malować pejzaże! Ja bym róże jesienią poprzesadzała. Dadzą radę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Róże dadzą radę, ale ja nie dam ;)))
      Lista rzeczy do zrobienia przed zimą jest strasznie długa!

      Usuń
  4. Jak dla mnie to pisz o kwiatach :-)Tak w przerwach w remoncie :-)
    A róż jesienią bym nie ruszała ze względu na zwiększone ryzyko przemarznięcia po przesadzeniu. Poczekajcie do wiosny.
    Pa!

    OdpowiedzUsuń
  5. Bo tak jest... zakłada się, że najpierw dom a potem ogród a i tak w którymś momencie podczas prac przy domu wchodzi mus zrobienia terenu wokół niego. U nas tak samo było, a początek postu to jakbym o swojej działce czytała :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. My zastanawiamy się co zrobić by nie rozstać się z 30-letnią pigwą... czy to możliwe żeby przesadzić takie drzewo??? okropnie nam żal rozstawać się z nim z uwagi na niesamowite owoce.
    pozdrawiamy serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najstarsza roślina, którą przesadziliśmy z powodzeniem to 15 letni bukszpan. Starszych nie odważyliśmy się. Wszystko jest możliwe, tylko koszty przesadzania wielkie, bo trzeba zatrudnić firmę ze porządnym sprzętem :(

      Usuń
  7. Ależ jak najbardziej pisz o ogrodzie! To moja ukochana kombinacja - remonty starych budynków i tworzenie ogrodu. Ale na warzywnik czekam już niecierpliwie, bo to również mój bzik ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Od jakiegoś czasu podglądam Wasze zmagania z remontem, efekty już są zadziwiające. Gratulacje! Kiedy ogród dojrzeje będzie jeszcze piękniej! Chętnie czytam o ogrodach i roślinach zwłaszcza tych, które zdobią stare domy i dwory, więc z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy o zielonym żywiole :) Czy mogłabyś napisać jakie konkretne gatunki róż parkowych, historycznych i dzikich kolekcjonujesz? Pozdrawiam, Małgorzata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będzie łatwo, bo jest ich ponad siedemdziesiąt. Najbardziej cenię sobie niezniszczalne i piękne róże alba, multiflory, r. nitida i glauca. Sadzę je wszędzie :) Z historycznych zachwycają mnie wszelkie odmiany r. galica i foetida. Może napisz na priva, jeżeli mogłabym coś Ci podpowiedzieć.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń