Od strony podwórka nie zachwycała tak bardzo. Pokryta cementową dachówką, w jednej czwartej przegniłe belki i spróchniałe łaty. Cała konstrukcja dachu mocno chyli się ku południowej ścianie.
To nic, ściana południowa jest piękna, a w trakcie karczowania drzew, które wrastały w jej fundamenty, naszym oczom ukazywały się kolejne piękne detale.
Czy te małe okienka były przeznaczone dla nietoperzy?
W październiku zaczęliśmy przygotowywać stodołę do zimy.
Po pierwsze trzeba ją wyprostować. Chyba kiedyś już pisałam, jak M. z tatą widzieli to w maju:
"Tu zasztrabujemy, tam naciągniemy. Jakieś naciągi w domu są, ale może trzeba będzie kupić większe i zrobi się. To nie jest problem. Belki i krokwie się wymieni, dachówki uzupełni. Ale drzwi trzeba będzie zrobić nowe."
Nie brałam tego poważnie. Tymczasem słowo stał się ciałem :)
Stan początkowy, widok od strony podwórka :
Północna ściana:
A potem w październiku ...
Po założeniu nowych belek i krokwi:
A dziesiątego dnia:
Zdjęć z wnętrza, tzn. naciągania więźby nie mam, bo zapomniałam aparatu, a komórka z braku światła robiła rozmazane :(
Ile nas to kosztowało?
Całe drewno kupiliśmy z rozbiórek innych stuletnich budynków. Tańsze i w świetnym stanie. Miałam z tym fajną zabawę, kiedy je wiozłam wystające przez otwarte drzwi transita krętymi drogami z Lwówka.
Tymczasowo założona dachówka holenderka była gratisem dorzuconym do którejś partii zwożonej zewsząd starej dachówki.
Z nowych rzeczy: rusztowanie (ale i tak już z niego M. korzystał przy zakładaniu rynien), liny i podciągi. Kilka kilo gwoździ, śrub i jakiegoś innego żelastwa. Aha, łaty też były nowe.
Plus bezpłatny urlop na dziesięć dni.
M. ze swoim tatą pracowali od siódmej do szesnastej przy dziennym świetle i od szesnastej trzydzieści do dwudziestej pierwszej/drugiej przy mocnych żarówkach. Ja zwoziłam z okolicy materiały budowlane, nadzorowałam szaleństwa koparkowe, wypełniałam stodołę drewnem na opał, a w wolnych chwilach posadziłam 350 sadzonek na żywopłot. To były cudowne chwile! Zwłaszcza, że coraz lepiej idzie mi nauka powolnego życia :)
Tyle było zrobione w listopadzie. A w grudniu moi dzielni panowie już kończą północną i wschodnią ścianę. Troje drzwi już zrobione i pomalowane. Nie mam jeszcze zdjęć, bo tym razem nie mogłam pojechać do Janic, dostanę je po ich powrocie. Wkrótce całość będzie gotowa na styczniowe śnieżyce. Już teraz przechowuje nasze skarby: pierwsze czerwcowe siano, drewno, dachówki.
P.s.
Apogeum problemów zdrowotnych w rodzinie mamy za sobą. Teraz może być już tylko lepiej :)
Niech więc będzie lepiej na wszystkich frontach!
OdpowiedzUsuńDużo pracy już wykonaliście. Pięknie to wszystko wygląda. Jak się wreszcie w Twe strony izerskie wybiorę, to pewnie już zdążycie i dom mieć wyremontowany.
Serdeczne adwentowe pozdrowienia z nizin
Chyba z Twoim czasem wolnym nie będzie tak źle - marzy mi się kawałek wyremontowanego domu na przyszłą jesień :)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka!
Nie chce się wierzyć że to ta samastodoła :)
OdpowiedzUsuń:)))
OdpowiedzUsuńLekko się pisze, pokazuje zdjęcia z postępu robót, ale tylko Ty wiesz, ile to kosztowało wysiłku; czytam, patrzę na zdjęcia, porównuję efekty i życzę sił przy dalszych pracach; a swoją drogą, bardzo lubię obserwować, jak przywraca się drugie życie domom, gospodarstwom, skazanym na unicestwienie; oprócz tego, że remontujesz swoje obejście, to jeszcze korzystasz z "substancji historycznej" porozbiórkowej, to też się chwali; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń350 sadzonek, zacna ilość, a z czego ten żywopłot będzie?
Sadzę dużymi kępami to, co zapewni schronienie i jedzenie ptakom oraz innym zwierzakom: tarninę, ałyczę, antypkę, multiflorę, rugosę i caninę. Kolejne gatunki muszą czekać do wiosny, bo nie zdążyłam teraz wszystkiego posadzić. Zostało mi jeszcze sporo przygotowanego miejsca i kolejnych 350 sadzonek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Pogórza Izerskiego :)
Cieszy oczy każdy postęp prac u Was. Trzymam dalej mocno kciuki :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy i pozdrawiamy :)
Usuń