Życie biegnie nam dwutorowo. W domu choroba za chorobą, pochód lekarzy, pielęgniarek, szpital. Już jest lepiej. Może wreszcie odpocznę, oswoję się z nową sytuacją. Opanowałam już strach przed dawaniem zastrzyków, teraz będzie mi już łatwiej. Chociaż nie dam rady wyrwać się do Janic, mogę chociaż kontynuować bloga.
A tam remont nabiera rozpędu. Siedlisko zaczyna przypominać plan zdjęciowy do filmu, tylko nie jestem pewna jakiego. Horror, kryminał, katastroficzny? Chyba wszystkiego po trochu, nawet komedię można by kręcić.
Po tych kilku miesiącach samodzielnych zmagań, M. dojrzał do zatrudnienia pomocników. Najpierw odpuścił sobie pomysł samodzielnego przekładania dachu, teraz zrezygnował nawet z wersji mieszanej, tzn. majster-góral plus ekipa naszych przyjaciół, która była planowana na wiosnę. Bierzemy profesjonalistów. Obserwowaliśmy firmę, która remontowała dach u sąsiadów i spodobało się nam. Inni sąsiedzi też wydali pozytywną opinię na ich temat, więc decyzja zapadła. Natomiast podczas narad z szefem doszliśmy do wniosku, że dach może jeszcze zaczekać, bo najważniejszą sprawą jest izolacja fundamentów.
Podejrzewaliśmy, że fundamenty są niewielkie. Teraz już wiadomo, że średnia wysokość to 10-20 cm. Dom posadowiony jedynie na kamiennej podsypce to dla nas egzotyczny widok, ale naszej firmy to nie dziwi. Połowa domów przez nich remontowanych posiadała podobne rozwiązanie.
Fundamenty skromniutkie, za to grubość ścian jest imponująca: 65 metrów naszych ścian ma szerokość 80 cm, a północna ściana do pewnej wysokości ma szerokość 130 cm!
Oto nasz wiszący dom. Zdjęcia będą marne, robione komórką.
Widok fundamentów od strony obory.
A to początkowa faza wykopalisk.
Mozolna robota, z którą nie można się śpieszyć. Odsłonięcia muszą być niewielkie i oddalone od siebie, aby nie naruszać stabilności domu. Te prace trwają u nas prawie miesiąc i już wiadomo, że nie zdążyliśmy przed mrozem. Czekamy do wiosny.
W czasie kiedy ekipa podkopuje nam dom, reszta gospodarstwa także przeżywa ciężkie chwile.
Takie na przykład biedne szambo. Stało sobie spokojnie nie wadząc nikomu. Nieczynne, bo w Janicach jest kanalizacja (!!!). A tu przyjechała kopara i zakończyła jego cichy żywot.
Ta piękna maszyna dowodzona przez świetnego koparkowego była naszym częstym gościem i sporo narozrabiała.
Ale o tym napiszę następnym razem. Kiedy tylko znajdę wolną chwilkę.
Strasznie mi przykro z powodu Waszych kłopotów ze zdrowiem. Mam nadzieję, że wkrótce wszystko się unormuje i wrócicie do normalnego funkcjonowania. Trzymam kciuki za zdrowie, bo zdrowie najważniesze, reszta się zawsze poukłada.
OdpowiedzUsuńTo dobry pomysł z ekipą profesjonalistów. Będzie nie tylko szybciej, ale i pewnie bardziej fachowo. Na początku wydaje się, że to drogie rozwiązanie, ale może się okazać, że wcale nie. Zapalony do roboty amator może odwalić fuszerkę, nawet nieświadomie, a koszty napraw, poprawek mogą okazać się większe.
Nieustannie kibicujemy i myślimy o Was.
Riannon i Chłop :-*
Dziękujemy za wsparcie :) My także trzymamy za Was kciuki.
UsuńA co do zatrudniania firmy remontowej - to mocno dyskusyjna sprawa. Najczęściej słyszę, żeby trzymać się z dala od fachowców, zawsze coś potrafią sknocić. Nasze doświadczenia są podobne, dlatego prawie wszystkie dotychczasowe remonty robiliśmy sami, z wyjątkiem prądu. Obyło się bez fuszerki ;)
Ale tym razem nie ma na to czasu, trzeba zaryzykować.
Pozdrawiamy gorąco.
wracajcie szybko do zdrowia, bo to najważniejsze....
OdpowiedzUsuńa z resztą powoli dacie radę,my też mamy stary dom ale L. robi wszystko sam.... niestety ... i dlatego to tak powoli trwa....
zasyłąm serdeczności
a to mój nowy adres bloga
http://leptir-visanna7.blogspot.com/
No właśnie, własnoręcznie robiony remont daje dużo satysfakcji, ale dłuuugo trwa.
UsuńDzięki za namiary. Pozdrawiam
Rozsądnie podeszliście do fundamentów... nie ma się co spieszyć. Jakiś czas temu zoczył mnie na budowie człowiek, który przejeżdżał mimo... zatrzymał się by ze mną porozmawiać. Opowiedział mi o swoim domu w sąsiedniej wsi, w którym rozpoczął remont i... i niestety skończył rozbiórką :(
OdpowiedzUsuńRobił opaskę fundamentów, najął sobie do pomocy kilku domorosłych fachowców, którzy pod jego nieobecność chcieli przyspieszyć robotę i odsłonili cały fundament ściany szczytowej. Na szczęście nikogo nie zasypało, ale dom się niestety złożył.
Pozdrowienia z nizin
Podobna sytuacja była u sąsiadów. Odsłonili już większość fundamentów, kiedy zobaczył to ktoś rozsądny i podniósł alarm. Zdążyli w ekspresowym tempie zasypać podkopy. Dom ocalał.
UsuńPozdrawiamy z pogórza :)
Kochani, widzieliśmy na własne oczy, że to nie żadna cisza, a jedynie antrakt.
OdpowiedzUsuńWasz "wiszący" dom nabiera skrzydeł i wyrazu. Widziałam "oczko"... aż mnie zatchnęło - jakie ogromne!
Odwaliliście kawał roboty i i tylko się martwię, czy nie kosztem zdrowia i sił.... ale wiem, że dacie radę. Oby tylko zdrowie dopisało Wam i rodzicom. Życzę bardzo.
Ściskam czule ;)
Mam nadzieję, że jesteśmy niezniszczalni ;) Gorzej z seniorami.
UsuńNa razie mierzymy siły na zamiary i ... walczymy dalej.
Pozdrawiamy gorąco :)
Z tego co piszesz, to do fundamentów trafiła Wam się ekipa, która zna się na rzeczy - całe szczęście. My też staramy się wszystko sami robić, ale tempo niestety jak krew z nosa... Byle do przodu ;)
OdpowiedzUsuńDo przodu - to właściwy kierunek ;) Kiedy tempo prac ślimaczy się niemiłosiernie, to pocieszajmy się przynajmniej właściwym kierunkiem. Przynajmniej nie cofamy się :)
Usuń