O tym, że w Giebułtowie są piękne ogródki wiejskie przeczytałam dwa lata temu na blogu Zielonej Metamorfozy http://zielonametamorfoza.blogspot.com/2012/07/ogrodki-polskiej-wsi-giebutow.html . Ucieszyłam się wielce, że można w necie znaleźć takie perełki. Dzięki takim tekstom powoli zmienia się świadomość Polaków i zaczyna być doceniane bogactwo kulturowe wsi. Jeszcze tyle kompleksów w nas tkwi, wielu wstydzi się swoich wiejskich korzeni i łatki „wieśniaka”. Więc jak już ktoś buduje lub remontuje dom na wsi, to musie udowodnić, że on nie burak. I wieś zalewają pałacykopodobne, dworkopodobne lub zamkopodobne koszmarki otoczone obowiązkowym żywopłotem z tui i obsadzone tym wszystkim, co z wiejskim ogródkiem broń boże nie może się skojarzyć.
Wzdychałam retorycznie: „Czemu my nie mieszkamy na wsi, też chcę mieć takie otoczenie, jak tam w Giebułtowie.” Potem już mniej retorycznie wzdychałam czytając o Dniu Otwartych Ogrodów http://zielonametamorfoza.blogspot.com/2013/12/giebutow-podsumowanie.html. Wtedy szalona decyzja o przeprowadzce na wieś była już podjęta, ale o Pogórzu Izerskim nawet nie marzyliśmy, bo dla nas to za daleko. Nie doceniliśmy naszej determinacji ;) Te 4 godziny jazdy w jedną stronę teraz są jak bułka z masłem, a od momentu zjazdu z autostrady na Strzegom, napatrzeć się nie mogę na mijane krajobrazy.
O mały włos zapomniałabym o tym, że szykuje się taka fajna impreza po sąsiedzku. Dobrze mieć pamięć zewnętrzną, podziękowania dla Tusculum za przypomnienie :)
Oj, nie doceniłam tej imprezy. Myślałam, że wpadnę na godzinkę i przemknę po cichu (jakoś tak krępuję się wchodzić nieznajomym do ogrodu). Nic z tego! Jak tylko przyjechaliśmy na miejsce, przepadliśmy.
Fantastyczna impreza! Niesamowici gospodarze! Świetna organizacja! Giebułtów mnie zauroczył.
W punkcie informacyjnym dostaliśmy mapkę ogrodów do zwiedzania, godziny koncertów, ulotki o atrakcjach turystycznych Giebułtowa, pamiątkowy długopis i pyszne jabłka :)
Szkoda, że nie mieliśmy całego dnia do zwiedzania, bo w każdym z ogrodów można było spędzić przynajmniej godzinę. Na ogrodzeniach wisiały wielkie plakaty i numer ogrodu. Wszędzie witano bardzo serdecznie. Właściciele oprowadzali nas po swoim królestwie, była kawa, herbata, słodkości, świeżo upieczone ciasta. Już po chwili można było poczuć się jak u starych znajomych.
My zwiedziłyśmy tylko cztery ogrody, ale Tuskulanie wszystkie: Relacja Riannon
Wybór zdjęć będzie bardzo subiektywny, bo przecież takie są zawsze nasze relacje. Mam nadzieję, że nie pomylę nazwisk- korzystam z mapki do zwiedzania. Jeżeli coś pokręciłam, to bardzo przepraszam.
Na początek ogród państwa Alchimowiczów
Gospodarz prezentuje swój patent na aromaterapię w altanie.
Aby suszące się zioła nie przeszkadzały siedzącym przy stole, jednym ruchem linki można je podciągnąć pod szczyt altany.
Mogliśmy skosztować herbaty z samowara
a urocze córki poczęstowały nas szarlotką.
Widoczny w dole mostek jest sposobem na kontakty międzysąsiedzkie, bo łączy dwa ogrody. Świetna inicjatywa!
Jest również piękny warzywnik.
Powitanie w kolejnym ogródku.
Małe co nieco na wzmocnienie przed zwiedzaniem.
Na pożegnanie dostaliśmy dynię, a ja wyszłam z siatką różnych bylin do kolekcji :)
Nieopodal było wejście do następnego.
Założony na niełatwym terenie, bo spora część jest na zboczu. Płaski teren wykorzystano na warzywnik i piękny trawnik otoczony żywopłotem z kilku odmian róży pomarszczonej.
Powinnyśmy były już wracać, ale nie udało się. Trzeba zobaczyć choć jeszcze jeden ogród . Było warto, chociaż gospodarze założyli go zaledwie kilka lat temu.
Wzorowo zorganizowany, ma wszystko, co wiejski ogród mieć powinien.
Kwiatowy przedogródek.
Do warzywnika prowadzi smaczna brama.
Część warzyw uprawiana jest w tunelu.
Młode owocowe drzewka uginają się pod ciężarem owoców.
To zapewne także zasługa producentów nawozu;)
W tym ogrodzie zwierzęta mieszkają w luksusowych warunkach. Mają tyle przestrzeni, że mogą urządzać sobie wyścigi!
Świnki zaraz podbiegły do nas i chciały pokonwersować. Niestety goście byli trochę nierozgarnięci i niezbyt im to wyszło .
Z wielkim żalem żegnałam Giebułtów. Jeszcze pstryknęłam parę fotek z głównej ulicy.
Uff, to tak pokrótce.
Jestem bardzo wdzięczna pomysłodawcom i organizatorom za taką świetną imprezę. Widać, jak wiele trudu w to włożyli.
Kiedy będzie następna?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMiło, że tak ciepło napisałaś o imprezie, która do końca nie wiadomo było jak wypali. Chyba nikt takiej jeszcze nie robił. Szkoda, że się nie spotkałyśmy, ale co się odwlecze....Nazwisk nie przekręciłaś... Jedynie "córki". Jedna z nich, ta w wianku, jest moją:) I pytanie na końcu dobrze skierowane, bo do widocznej na zdjęciu Jasi, która jest prezesem Stowarzyszenia "o Nas z Nami ".
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że kompleksy i próby zamiany wsi w miasto są smutne i wynikające z kompleksów. Ze swoim tradycyjnymi roślinami i swobodą...wieś powinna zostać wsią. Nawet tych roślin tradycyjnych jest przecież tyle nowych odmian.
Pozdrawiam Cię serdecznie i do..... :)
ewa
Sorry za podebranie córki ;)
UsuńDo miłego zobaczenia, mam nadzieję, że wkrótce. Będzie kolejna impreza w Giebułtowie?
Córka wróciła cała;) Mówią we wsi, że się impreza przyjęła i będzie:)
OdpowiedzUsuńDla mnie było to bardzo inspirujące przeżycie. Z podziwem zerkałam, jak sobie ludzie poradzili na niełatwym często terenie. I pogoda dopisała i towarzystwo było miłe. To była bardzo udana niedziela :-)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, fajna impreza. Oby było więcej takich w całej Polsce! Za Otwarte Ogrody w Giebułtowie mocno trzymam kciuki!!!
OdpowiedzUsuńWiedziałam co się działo w Giebułtowie z relacji Pani Anny pensjonariuszce z Domu Opieki z Mirska. Była wzruszona ze o Niej pamiętano. Jestem wolontariuszką Dziękuje ze niesiecie tyle radości w te samotne serca dostałam od niej kartkę z tą malwą
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia. Urokliwa wioska. Koleżanka ma gust skoro tam zamieszkała.
OdpowiedzUsuń