Ile jeszcze wiedzy do zgromadzenia i błędów do popełnienia jest przed nami przekonałam się ostatnio w przypadku sianokosów. Tyle lat doświadczenia ogrodowego, a wobec nowej, wymarzonej ziemi stoję zielona i bezradna.
Ponad hektar zajmują łąki. Kołacze się nam w głowach przykazanie: łąki trzeba kosić. No to w czasie zawieruchy z domem (dach przecieka bardziej niż myśleliśmy, deski gniją, trzeba ratować i łatać) szybka decyzja: szukać kosiarza. Jeden z sąsiadów ochoczo przystąpił do dzieła, zanim jeszcze zastanowiliśmy się, gdzie właściwie chcemy skosić. Myślałam o otoczeniu domu, żeby łatwiej było chodzić, ale nie odebrał moich myśli, a ja zajęta malowaniem kuchni nic mu nie mówiłam i skosił wszystko poza tym. Uwinął się w niecałe trzy godziny i skosił 2 stówy. Szczęka mi opadła, bo nie wiedziałam, że to może tyle kosztować. Mus to mus, drugie sianokosy zrobię sama. Kobiety na traktory! Stosowna chustka już czeka, traktora jeszcze szukamy ;)
Drugi raz szczęka mi opadła, kiedy spojrzałam na skoszone siano. Teraz wszędzie łąki są skoszone, skąd wezmę kwiatków do bukietu? Nie, to chyba nie jest największy problem, ale: jak wysuszę i zbiorę tyle siana?! Ot, śmieszne problemy miastowej. Trzeba było na razie nie kosić, rzecze sąsiad.
Co ja narobiłam? Siano leży, a trzeba chronić różnorodność łąkową, podobno pod gnijącym sianem wygniwają najcenniejsze gatunki i zostają tylko te niepożądane. A tymczasem trzeba nam wracać na wschód (tzn. do stałego domu).
I wróciłam z ciężkim poczuciem grzechu wobec naszej łąki. Sumienie nie dawało spokoju, więc po czterech dniach obserwacji pogody (nie jest źle, tylko troszkę popadało) zorganizowałam ekipę ratującą siano, tj. mojego sędziwego tatę i mnie. I pojechaliśmy.
To się nazywa sianoterapia! Tata ma trudności z chodzeniem, ale jak chwycił grabie, to wszystko fruwało. Słońce przygrzewało, siano szybko schło. Popołudniu, kiedy pot już spływał z czoła, patrzę i oczom nie wierzę: na drugim końcu łąki ktoś macha grabiami!
To nasz kochany sąsiad z naprzeciwka przybiegł z pomocą!!! Fajnie mamy, prawda?
Na drugi dzień zebraliśmy wszystko w kopki. Jestem baaardzo dumna, a ile endorfin przy okazji mi się wydzieliło :)
Niestety nie zdążyłam ich zwieźć do stodoły, a już musiałam wracać.
Oglądam raporty pogodowe i załamuję ręce, bo znowu łąka wygniwa. Na jakości siana mi nie zależy, (chyba). Nie będzie do karmienia, tylko chcę je przeznaczyć na ściółkę do ogrodu zakładanego wg planów jesienią. Już teraz to najbardziej podgniłe siano zawiozłam do przyszłego warzywnika i pokryłam nim całość. Do jesieni obecne rośliny powinny zniknąć. Tak w ogóle to nadziwić się nie mogę, ile teraz mam materii organicznej!!! Bo w moim dotychczasowym ogródku każdy najmniejszy listek przekompostowałam, a ciągle było mało i mało. I jeszcze te obiecane pokłady obornika! Toż to miód na ogrodnicze serce.
Za parę dni zobaczę, co zostało z pięknych kopek. Może cała wyprawa była na darmo?
Ale i tak było warto, bo to cudowne przeżycie :)
Z przyjemnością tu będę zaglądała, zwłaszcza że sama od niedawna jestem właścicielką starego domu do remontu i ogromnej trawiastej działki ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
:)
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie i biegnę z rewizytą.
Witaj poczytałam wszystko od początku, kibicując Waszej zaczętej przygodzie z nowym starym domem, radością będę tu zaglądała, tym bardziej że sama przymierzam się do porzucenia miastowego życia, czytając takie historie upewniam się że o marzenia warto zawalczyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie :)
Witam w gronie straceńców ;)
OdpowiedzUsuńOby tylko moje opisy zbytnio Cię nie zniechęciły, bo chciałabym pisać bez lukrowania, szczerze o blaskach i wszelkich cieniach takiej decyzji. Wkurzają mnie te słodkie laurki, które można znaleźć w Werandzie Country albo Sielskim Życiu. Cud, miód i malina. A na wsi nie zawsze jest tak różowo.
Gorąco pozdrawiam.
Bez obawy, nie liczę na cukierkowe wpisy, bez ulepszaczy:) jest u Ciebie i to jest prawdziwe.
UsuńSianko to zwykle towar deficytowy, u nas jest kolejka chętnych na koszenie i zbieranie. Z hektara łąki można też doatać kilka stówek dopłat bezpośrednich (wniosek składa się jakoś do maja). 200 zł/ha to chyba zwykła cena - podpytywaiśmy kiedyś i tyle też wołali. Sianokosy u nas bez "nadzoru" gosodarza ;) zawsze przyoszą bolesne straty w przydomowej florze :( stracilismy juz tak kilkadziesiąt drzewek i krzewów
OdpowiedzUsuńPozdrówka [g]
Dopłaty tzw. "obszarowe" to ok. 1300 zł za 1 ha.
UsuńI w związku z tym jest duża podaż łąk do koszenia, na zasadzie: skosicie i sobie zbierzecie, a ja wezmę dopłaty ;)
200 zł za ha to akurat u nas górna półka, są tacy, co koszą za 150.
Kilkadziesiąt drzewek i krzewów? Załamka!
UsuńMam teraz nauczkę na przyszłość. żeby nie zostawiać nikogo bez nadzoru.
My już po sianokosach. Mamy 39 beli siana... jest kim skarmiać ;) Oprócz małego spłachetka przy warzywniku wszystko było robione maszynowo i kosztowało grubo. Taniej byłoby kupić gotowe siano w belach. No ale łąkę trzeba kosić ;)
OdpowiedzUsuńTe piękne kopki, które zrobiłam samodzielnie, po kilku deszczach oklapły i siano zaczęło podgniwać. No ale ono jest z góry przeznaczone do kompostowania lub ściółkowania. Pewnie u Ciebie będzie podobnie. Widziałam w książce:)) rysunki prawdziwego stogu, takiego co może stać i moknąć przez dłuższy czas bez uszczerbku dla jakości siana... ale nie potrafię takiego zrobić ;)
Chętnie pooglądałabym taki rysunek, może wrzucisz na swojego bloga? Szukałam w necie wskazówek na temat suszenia siana, znalazłam tylko budowę górskich ostrewek.
UsuńInternetowe gospodarowanie :)))
Bo taki stóg siana to stelaż drewniany przykryty sianem. Robiłam nie raz. Prosta robota. Nie gnije, bo nie leży na ziemi. Można w takim stogu spać, jak w namiocie. Też testowałam. Super. Mimo deszczów nic mi nie zgniło i nie zmarnowało się.
UsuńTeż muszę koniecznie przetestować, zwłaszcza spanie ;)
UsuńU nas sianokosy częściowe;))) Bo kosiarz dostał francy i sie poddał;)))
OdpowiedzUsuńI co teraz?
UsuńPierwsze sianokosy za płoty :D
OdpowiedzUsuńChodzę dumna jak paw ;)
UsuńBardzo fajnie zostało to napisane.
OdpowiedzUsuń