Kiedy wreszcie dotarliśmy do Janic, temperatura przekroczyła 30 stopni, ale entuzjazmu nie brakowało.
Nasza radość na nowej drodze życia :)
Według planu na pierwszy ogień poszły jesiony przy fundamentach.
Planów plewienia i sadzenia w tym upale nie dałam rady zrealizować. Warzywnik musi poczekać. Przywiezione sadzonki umieściłam w cieniu, a sąsiedzi zaoferowali czuwanie na nimi. Są przekochani.
A to widok na przyszły warzywnik.
Widoczne świerki to efekt iglastej pasji przedostatniego właściciela. Gdzie tylko go fantazja poniosła sadził iglaki. Przed domem mamy alejkę ze świerkami i sosnami posadzonymi co 1-1.5 metra. Chyba jest ich setka, większość ma zielone tylko czubki. Skrajne mają więcej szczęścia - mają jeszcze jeden zielony zewnętrzny bok. Za to owocowych jak na lekarstwo, z powojennych tylko trzy ok. pięcioletnie wiśnie i młodziutka czereśnia. Owoce zauważyliśmy tylko na starej gruszy, jabłonki są puste :(
Tymczasem przybył architekt. Wyjaśnianie zawiłej koncepcji podzielenia domu na trzy strefy zajęło nam sporo czasu, słońce niebezpiecznie chyliło się ku zachodowi, a chcieliśmy jeszcze skorzystać z zaproszenia przemiłej Inkwizycji! Cóż, pierwsze przyjemności trzeba było odłożyć :(
Sprzątanie "sypialni" nie miało końca! Nie pomyślałam o odkurzaczu, walczyłam z pajęczynami w tumanach kurzu, ale najgorsza okazała się podłoga. Deski są w świetnym stanie, tylko że w szczelinach jest nieprzebrane bogactwo historii domu. Jakieś gryzonie też zostawiły po sobie pamiątki. Jak tu rozłożyć materac ?
Cóż, nie ma wyjścia. Wyobrażając sobie stada myszy przebiegające mi po twarzy, najchętniej spędziłabym noc na krześle. Mój M nie miał takich problemów, chyba brak mu wyobraźni ;)
Wreszcie zmęczenie wzięło górę i padłam na materac (niestety łóżko nie zmieściło się na przyczepkę). Do wyboru miałam jeszcze sypialnię poprzedników, tam nawet Beza nie chciała zanocować i zwiała. Miała rację. Rano zaglądamy pod wykładzinę, a tam kwitnie życie towarzystkie różnych robali. Plus metrowej średnicy mrowisko czerwonych mrówek.
Po ciężkiej nocy pobiegliśmy powitać wschód słońca. Szybko zapomniałam o minionym koszmarze; chyba się starzeję, bo naprawdę to był dla mnie koszmar. Nawet odór w Kambodży nie był dla mnie tak trudnym przeżyciem.
Ale nie zdecyduję się na kolejną noc z myszami, teraz zabieram namiot :) i ostro biorę się za doraźny remont pokoju.
P.s. Nie jestem strachliwa i nie boję się myszy, dopóki biegają mi po nogach :)
Oho! jaka super bojowa taczka! ;-)
OdpowiedzUsuńŚwietny piec w Waszej "sypialni".
A wschody słońca (i zachody) rekompensuję wszelkie niedogodności ;-))
Kiedy znowu przyjeżdżacie?
Już wkrótce :) :) :)
OdpowiedzUsuńW ten weekend zamiast przeganiać robale, musimy ślęczeć przy monitorach :(
Rzeczywiście namiot może się czasem okazać lepszą opcją :D Dużo roboty przed Wami, więc trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńZatem kupiliscie dom z mieszkancami ;) I teraz trzeba powolutku ich eksmitowac :)
OdpowiedzUsuńMysle, ze czeka Was jeszcze sporo niespodzianek ale w takiej pieknej scenerii wszystko da sie wytrzymac.
Inkwizycje odwiedzcie koniecznie, to taka czarodziejka, ktora zawsze poprawia mi nastroj :)
Natomiast pod koniec lipca zapraszam Was do mnie, bede w moim domku niedaleko Was :)
Dziękujemy za zaproszenie. Bardzo chętnie skorzystamy ;)
OdpowiedzUsuńPierwsza noc w naszym domu - na jednej poduszce: ja, bury Ryś i...mysz. Rano znalazłam bobka pomiędzy moją głową, a łapą Rysia...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i będę zaglądać:-)))
Asia
P.S. A czemu nie masz funkcji obserwowania? Bo bym dodała...
O nie, to jak spełnienie moich koszmarów ;)
OdpowiedzUsuńZ cyklu " głupie pytania": funkcja subskrybuj to nie to samo co obserwuj? Innej nie widzę.
pozdrawiam gorąco