wtorek, 21 czerwca 2016

Pożegnanie z psim aniołem

Kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy, była najsmutniejszym psem w schronisku. Schorowana, z nadwagą, wystraszona szczekającymi psami. W książeczce zdrowia wpisano: wiek dwa lata, rasa foksterier. A to niespodzianka, nie wyglądała mi na młodą sunię i do tego foksteriera! Nasz weterynarz określił ją na siedem -dziesięć lat. Chyba jednak nie miała aż tak dużo, przeżyła jeszcze z nami pięć lat.

Po pierwszej kąpieli puchata, biała kulka otrzymała imię Beza.
W foksteriera trudno było nam uwierzyć do czasu odwiedzin we Frezowni.




Nie tylko my byliśmy zdziwieni metamorfozą. Sama zainteresowana również nie wiedziała, co ma o tym myśleć:  "Może naprawdę jestem foxem?!"



Życie w nowym domu przyniosło jej sporo innych zdziwień.
Mam sama wyjść z domu? Bez smyczy? Nie ma mowy. Ogród? A co to takiego? Jak mam niby się wysikać, skoro moja pani nie stoi przy mnie!
Spacery? Niekoniecznie. Pani rzuca patyki? Skoro lubi, niech sobie rzuca, mam ważniejsze sprawy. Piłeczka, ringo, frisbee? Dziękuję uprzejmie, ale nie. Jedzenie? Tak, tak, tak, dajcie mi chleba!
Rzadko widok smyczy był powodem do radości, ale z czasem słodka Beza schudła i rozkręciła się. Zaczęły się dłuższe spacery.






Ale największą pasją Bezy była jazda samochodem. Wystarczyło otworzyć drzwi, a już wskakiwała do środka.

Dla przejażdżki była skłonna pójść na ustępstwa. Nawet w góry i na piwo!


 
  
Grzeczne czekanie na swoją panią przy boksach dla koni.


Spacery po uzdrowiskach też mogą być.


 Duże miasta również są ok, bo potem można posiedzieć w restauracji albo kawiarni.



 A najlepiej śpi się w hotelach.


Beza była cudowną towarzyszką życia. Wierna jak pies, czuła jak suka. Każdego obdarzała uśmiechem i nienatrętnym zainteresowaniem. Spotykając nieznane dzieci cierpliwie znosiła ich kilkugodzinne nawet pieszczoty. Taki radosny pluszaczek. O tym, że nim nie jest, przekonywałam się w kontaktach z innymi psami. Zawsze pozytywnie nastawiona do wszystkich, także tych jazgotliwych i warczących, ale wystarczyło, żeby któryś spróbował  gestu dominacji lub jakiejś agresji. Przyjmowana postawa i odgłosy, które potrafiła wydobyć  z siebie zwykle wystarczyły do zniechęcenia przeciwnika. Jeżeli tego było mało, agresor poznawał próbkę jej zębów. Dwukrotnie owczarki niemieckie wycofywały się z podkulonym ogonem. Przecierałam oczy ze zdumienia!

Dlatego nie martwiłam się o to, czy poradzi sobie z Frodem. Pierwsze spotkanie odbyło się na terenie schroniska. Spodobała mu się biała panienka, nawet bardzo, za to bez specjalnego entuzjazmu ze strony Bezy, więc musiała mu wytłumaczyć, gdzie są granice adoracji za pomocą zębów. Frodo załapał po kilku podejściach.
Poddawała się jedynie swoim kotom. Mogły robić, co chciały. Wciąż zajmowały jej posłanie, zabierały najlepsze miejsce przy kominku, podjadały z miski.


Nasze kurzaste także lubiła, ale z nimi nie chciała się dzielić jedzeniem :)
 

Przeprowadzkę do Janic nie zniosła zbyt dobrze. Tęskniła za swoimi starymi  miejscami, nie chciała wychodzić na spacery. Przy każdej okazji wskakiwała do samochodu gotowa do powrotu. Wet zalecił m.in obrożę nasączoną feromonami "pozytywnego spojrzenia na świat". Byłam zdziwiona, ale rzeczywiście samopoczucie polepszyło się.







Niestety wiek zaczął o sobie przypominać. Problemy ze stawami, utrata słuchu. Najfajniejszym zajęciem było wygrzewanie się przed kozą. Ale starość to nie koniec świata. Jeszcze długo można pożyć na wolniejszych obrotach.



Śmierć przyszła znienacka. Kiedy nagle opuszcza nas ktoś tak bliski, wszyscy przeżywamy szok. Zgasła po trzech dnia walki z zatruciem. Może to był wirus, bakteria. Może trucizna. Do końca nie wierzyłam, że przegra tę walkę.
Kochana przez całą rodzinę, pozostała psem jednej pani. Była jak mój cień. I takie było jej odchodzenie. Akurat wszyscy wyjechali, zostałyśmy tylko my dwie.
Spoczęła w pięknym miejscu. Podziwiając widok na Śnieżkę będziemy mieli ją blisko siebie. Dopełniło się nasze połączenie z ziemią, którą wybraliśmy na nowe miejsce w życiu. Nie łączy nas z tą ziemia tylko piękne życie. Doszła kolejna śmierć. Jesteśmy coraz mocniej zakorzenieni tutaj.

Pomimo cierpień swoich ostatnich dni chyba miała dobre, szczęśliwe życie. Taki radosny psi anioł zasługiwał na wszystko co najlepsze.

Tęsknimy za tobą Bezo! 










12 komentarzy:

  1. Zdażyłam ja jeszcze poznac. Super sunia i dobrze, że dane jej było znależć Was na te piec ostatnich lat. Taka jak Twoja Beza była nasza Jota. Spoczywa na łące obok kota z Wlenia Leona pod wielkim białym kamieniem, który widze codziennie z okna. Niech biegaja szczesliwe za Tęczowym Mostem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalazła dom i rodzinę i na pewno była bardzo szczęśliwa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak mi przykro...
    To bylo piec pieknych lat dla Bezy i dla Was.
    Niech bedzie szczesliwa za Teczowym Mostem.
    Na pewno kiedys sie spotkacie...
    Tule mocno :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Była naprawdę słodką Bezą...
    U nas jest takie miejsce pod pochyloną jabłonią. Najsmutniejsza część wrastania tutaj.
    Przytulam

    OdpowiedzUsuń
  5. nam też smutno, nie znamy Janic bez Bezy :'(

    OdpowiedzUsuń
  6. Przykro mi :( Piękna ta Twoja Beza.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak bardzo mi przykro :( biegaj Bezo po zielonych lakach. Buziaki od Twojej groomerki. M z Frezowni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło, że zaglądnęłaś tutaj :)
      Gorąco pozdrawiam!

      Usuń
  8. Tak jakbym czytała o swojej suczce. Wzruszyłam się.

    OdpowiedzUsuń
  9. No i się poryczałam :)

    OdpowiedzUsuń