Stan zdrowia mojego Taty pogarszał się z dnia na dzień. Codziennie pytał mnie: "Kiedy wreszcie przeprowadzimy się do Janic?" Tymczasem łazienka i kuchnia wciąż nie były gotowe. Jak mieliśmy pogodzić remont, przeprowadzkę dwóch domów, opiekę nad Tatą i pracę zawodową? Wiedzieliśmy, że będzie ciężko, ale nie przypuszczaliśmy, że aż tak bardzo.
W końcu stało się, przeprowadziliśmy się.
Pod jabłonią na Tatę czekała już ławka z jego ogrodu i piękne wrześniowe słońce. Zdążył jeszcze pozachwycać się panoramą Karkonoszy. Zmarł po tygodniu.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zostałam sama w pustym domu, który nie stał się jeszcze Moim Domem. Pierwsze dni to ból, gorycz i zmagania z codziennością. Wygasający nowy piec, zatkany nowy odpływ, przeciekające nowe okna. Wszystko się psuje. Stolarz nie odbiera telefonów, internet nie działa, a nocą odgłosy domu nie pozwalają zasnąć.
Tak to jest kiedy spełniają się marzenia. Na początku wszystko wydawało mi się takie trudne. Chyba po raz pierwszy napadły mnie wątpliwości. W co ja się wpakowałam? Po co mi to było? Czy nie za późno zaczynać od zera?
Wylądowałam właściwie w obcym miejscu, nie znam tu prawie nikogo. Banalne sprawy: gdzie naprawiać samochód, gdzie do fryzjera, gdzie kupić ajwar, do którego weterynarza się udać? Niby bzdury, ale mogą dopiec. Po tych kilku tygodniach już jest lepiej, czuję, że jestem u siebie. Chociaż nie mieszkam już sama, to samotność czasem doskwiera. M przyjeżdża w każdej wolnej chwili, a na nocne strachy znalazłam dość skuteczny sposób:
Okazał się bardzo gorliwym stróżem, właściwie trochę nadgorliwym. Najgorzej gdy spotka obcego psa na swoim terenie. Pierwsza tak akcja była dla mnie szokiem, bo nigdy nie miałam tak ostrego psa. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że psi gość przeżył spotkanie z gospodarzem i ma się dobrze. A dla nas jest milutkim pieskiem zawsze gotowym do zabawy i nawet już nie chce zagryzać moich kotów :)
Skoro już wyszłam na prostą, to mogę kontynuować relacje z remontu. Oczywiście zaległości mam olbrzymie, bo nasza mała ekipa braci P. pracuje bardzo sumiennie i postępy są.
Choćby taka stodoła.
Na razie prace utknęły, bo M znalazł dachówkę tylko na połowę stodoły, brakuje jeszcze ponad ośmiu tysięcy. Nie ma łatwo z szukaniem, bo tym razem ma być taka, jaka mnie się podoba: jaśniejsza niż na domu i bez ciemnych plam. Ta ostatnia strona z naszych dachów jest dla mnie najważniejsza, bo to na nią będę patrzyła najczęściej, więc musi być wreszcie taka, jak sobie wymarzyłam. Będzie tłem dla podwórka, które zaczyna już jako tako wyglądać. Ale o tym w następnym poście.
Zagladalam czesto, czekalam i doczekalam sie :-)
OdpowiedzUsuńWyrazy wspolczucia z powodu odejscia Taty, jestem pewna, ze cieszyl sie tym tygodniem a teraz czuwa na Toba.
Zycze duzo wytrwalosci. Teraz chyba najtrudniejszy czas...
Pozdrawiam
A
Bardzo dziękuję i również pozdrawiam :)
UsuńPrzyjmij moje wyrazy współczucia .
OdpowiedzUsuńA w nowym domu powstanie nowe rozdział Waszego zycia. Trzymam kciuki by było bardzo udane i szczęśliwe. W Ratuszu we Lwówku jest wystawa moich szkieł. Trwa do 12 grudnia (10.00 - 16.00). Zapraszam. Pozdrowienia :)
Dziękuję.
UsuńMusimy koniecznie zobaczyć Twoje prace, wybieramy się w tym tygodniu.
Bardzo się cieszę, że tato zdążył jeszcze ucieszyć się Twoim spełnionym marzeniem...
OdpowiedzUsuńNowy towarzysz bardzo zacne wygląda i postrach pewnie też sieje zacny :) Życzę aby dom okazywał się coraz bardziej Twój i okolica coraz bardziej Twoja, a spełnione marzenie cieszyło coraz bardziej.
Rzeczywiście Frodo czasami bywa groźny. Oby to się źle nie skończyło. Oby.
UsuńSmutno... niech spoczywa w spokoju.
OdpowiedzUsuńMiejsce nabiera jeszcze większego znaczenia emocjonalnego. Teraz to już prawdziwy WASZ DOM, nie tylko namacalny... taki z duszą, ...taki prawdziwy.
pozdrawiamy
Właściwie już zapomniałam, że jeszcze nie tak dawno mieszkałam gdzieś indziej. To bardzo dziwne, nawet nie tęsknię. Liczy się tu i teraz.
UsuńRezedo...zycze Ci sily na kazdy kolejny dzien w Waszym nowym miejscu.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia serdeczne :***
Również pozdrawiam.
UsuńA może wreszcie zaglądniesz do Janic, zaproszenie aktualne :)
Jak się marzy z rozmachem, to początki są trudne :)
OdpowiedzUsuńNiech moc będzie z tobą ;)
Pozdrawiam!
Święte słowa :)))
UsuńIm więcej pracy, tym bardziej swojsko. Człowiek się stara, dla siebie... by czuł się, jak u siebie:) zazdroszczę takiej stodoły. Jak wygląda proces poszukiwań materiału? Ogłoszenia, internet, objazd po okolicy?
OdpowiedzUsuńSerdecznie witam Krowy w gronie przesiedleńczych zapaleńców!
OdpowiedzUsuńPoszukiwanie materiałów to prawie droga przez mękę. Objazdy i poszukiwania nic nie dały, rozpytywanie po okolicy - nikt nic nie wie. Jedynie na OLXie udało się coś znaleźć, do tej pory uzbieraliśmy z różnych miejsc 32 000 dachówek, belki i deski przywieźliśmy z Kieleckiego, cegłę na podłogi i kamienne koryta z Opolskiego. Okucia, stare kraniki i inne metalowe starocie można znaleźć u złomiarzy na wymianę na współczesny złom.
Gdybyście mieli jeszcze jakieś pytania, piszcie na priva. A najlepiej przyjeżdżajcie do Janic, zapraszam :)
Dziękujemy serdecznie za tak miłe i ciepłe powitanie:) Pytań jest więcej niż Twoich dachówek;p a z zaproszenia na pewno skorzystamy:)
UsuńMyślałam ostatnio o Tobie (dosłownie pod koniec zeszłego tygodnia) i tak trochę czuję, jakbym wywołała tego posta.
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję odejścia taty. Na pewno czuwa teraz nad Tobą.
Trzymam kciuki za dalsze postępy w remoncie. Teraz to już z górki, chociaż pewnie jeszcze kilka wybojów będzie :)
:)))
OdpowiedzUsuńOj tak, wyboje się nie kończą choćby dlatego, że jeszcze zostało piętro do wyremontowania. Już na samo słowo remont reaguję alergicznie ;)
U nas remont chyba trzeci rok już się ciągnie... Już nawet nie kojarzę. Nauczyłam się go nie zauważać ;) Ale widać już spore światełko w tunelu!
UsuńApropos remontów... macie jeszcze tą maszynkę do pisakowania? ;)
OdpowiedzUsuńNiestety nie. Zaraz po zakończeniu roboty została sprzedana :(
UsuńI co ja mam Ci napisać...
OdpowiedzUsuńZ jednej strony - doskonale Cię rozumiem, Twoje rozterki były moim udziałem jakiś czas temu.
Ale Twój dom jest taki cudowny - nigdy nie zapomnę jego widoku, rozświetlonych wieczorem okien - gdy przyjechałyśmy wtedy z Rogatą... że nie uwierzę, że nie jesteś w nim zakochana ;-))
A tak w ogóle to już tyle czasu zbieram się, żeby zadzwonić do Ciebie...
Z tym telefonem to niezły pomysł :)
OdpowiedzUsuńA ja się nie mogę dodzwonić. Ciągle zajęte. Dom jest cudny. Przeżyłyśmy z Inkwi cudowny wieczór u Was. A zupa do dziś za mną "chodzi". Bardzo, bardzo mi się dom podoba. To dobrze, że trafił na Was. Pozdrawiam serdecznie.
Usuń:)))
OdpowiedzUsuńDo usłyszenia!
nagromadzenie kłopotów i niemiłych zdarzeń może, oj może przyćmić radość ze spełniającego się marzenia. cieszę się, że zauważam optymizm w tym co piszesz ;))) tylko tak dalej! na pewno wiosną będzie lepiej. całuję i tęsknię
OdpowiedzUsuń[i]
Dziękuję! Ja również nie mogę doczekać się kolejnego spotkania.
UsuńPozdrawiam! I zycze juz teraz tylko samych radosci!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńSzczesliwego Nowego Roku, Rezedo!
OdpowiedzUsuńA
A wzajemnie, wzajemnie :)
OdpowiedzUsuń