wtorek, 12 sierpnia 2014

Nauki czas.

Nadszedł coroczny czas nabywania nowych umiejętności. Latem jest taki wysyp różnych warsztatów, że grzech nie skorzystać. Do tej pory wybierałam tylko rękodzielnicze, bo potem zimą miałam czym zająć ręce podczas ostrych faz tęsknoty za ogrodem. Tym razem nastąpił zwrot specjalizacjiw kierunku produkcji żywności. Nie jestem jakoś szczególnie zakręcona na punkcie zdrowej żywności, ale od czasu rezygnacji z mięsa musiałam uważniej przyglądać się jakości tego, co jem. Wybór padł na serowarstwo i ekologiczny warzywnik. Niestety terminy wypadały jeden weekend po drugim i musiałam zarzucić na ten czas prace w Janicach :(  Trochę odpoczynku dobrze mi zrobiło i z nową energią wracam do remontów. Zresztą obie umiejętności i tak wybrałam pod kątem zamieszkania na wsi. Już nie mogę się doczekać.
Sporo się nauczyłam. Na serowarstwie głownie tego, jak nie organizować warsztatów. Nie było możliwości zrobienia własnego sera, bo zamiast warsztatów odbyły się tylko pokazy. Teraz zakupię książkę z podstawami serowarstwa i zacznę pierwsze próby.


Trochę inaczej te warsztaty wyglądają to na reklamach, prawda?

Za to na warzywnik ekologiczny warto było jechać 600 km. Warsztaty organizowała Kasia Bellingham (od lat śledzę jej dokonania) i to już wystarczyło, żeby zdecydować się na taką długą podróż, pomimo że trwały tylko 6 godzin. Ale jakie to były godziny!
To, o czym tylko czytałam w mądrych książkach, mogłam teraz zobaczyć na własne oczy. A to coś zupełnie innego. Wreszcie wiem, jak wygląda prawidłowa uprawa współrzędna, organizacja warzywnika pod kątem przedplonów i poplonów, umiem zmylić przeciwnika-szkodnika, żeby nie chciał nadmiernie częstować się moimi warzywkami. A owszem, mogę się z nim trochę podzielić, ale nie za dużo.
Poza tym zdobyłam mnóstwo wiedzy, której daremno szukać w literaturze.
Nareszcie mogłam pogadać z ludźmi, którzy mają podobny do mojego stosunek do ogrodnictwa i ogólnie do ziemi. Posłuchać o ich doświadczeniach i podzielić się własnymi.


Warzywnik Kasi i Andrew jest niesamowity. Różnorodny, pełen zapachów, tętniący życiem. Wszędzie słychać brzęczenie rozmaitych gatunków owadów.




Dla przyjemności ogrodnika i dla zdezorientowania szkodników nie brakuje w nim kwiatów.


Samo oglądanie nie wystarczy. Andrew, ogrodnik z wielkim doświadczeniem, pokazywał techniki ogrodnicze wypracowane przez setki lat angielskiego ogrodnictwa.





 Pomimo żaru lejącego się z nieba dzielnie staraliśmy się go naśladować. No i okazało się, że do tej pory nie umiałam ani prawidłowo siać, robić rozsady, ani nawet używać grabi i machać widłami!




Andrew cierpliwie każdego korygował.  Na szczęście za przygotowanie kompostu zabrał się sam ;)

Jak smakują takie warzywa z własnych upraw przekonaliśmy się na własnych kubkach smakowych. Jedzonko było nieziemskie. Dla mnie najpyszniejsze były bruschetty z cukinią i autorski chłodnik Andrew.



Ale to nie wszystko, czego nauczyłam się w ten upalny dzień.

Wreszcie umiem doić kozy!

To wcale nie jest takie łatwe, jak mi się wydawało.



p. s. Nie uczyli tego na warsztatach ogrodniczych ;) tylko w gospodarstwie, w którym nocowałam.




16 komentarzy:

  1. Tylko taka nauka me sens. U ludzi, którzy to robią na co dzień, dla siebie, z pasją i miłością. Zazdroszczę Ci tej wizyty u Kasi i Andrew, ale dla mnie to logistycznie teraz było nie do ogarnięcia. Wow, to już możesz mieć kozy. Tylko dom troszkę ogarniesz i możesz szaleć. Może będę u Inkwi w przyszłym tygodniu. Czy Wy jesteście tylko w weekendy w J.?
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tym razem będziemy chyba do środy. Serdecznie zapraszam. Musimy koniecznie spotkać się w realu! Napiszę na priva.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ile ja się naczytałam o Kasi i Andrew - fajnie ich spotkać w realu, co?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezwykle sympatyczni i otwarci ludzie :) A do tego kopalnia wiedzy ogrodniczej.

      Usuń
  4. Podglądając, poczytuję i.... zostaję.
    Kolejny piękny dom, zwłaszcza piece i drzwi.
    Co do serowarstwa, trochę żałuję że za młodu nie byłem bardziej dociekliwy kiedy babcia robiła sery.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasem zdarzy się warsztat który tylko uczy jak nie powinien wyglądać i ja na takie trafiłam trzy razy z rzędu. Droga to była nauka.
    600 km na 6 godzin - podziwiam i cieszę się, że było warto. Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  6. A to miałaś pecha, ja spotkałam taki po raz pierwszy. Ale i tak było fajnie, bo ekipa zebrała się świetna :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fantastyczne warsztaty, chociaż ja wolę chyba uczyć się wszystkiego na własnych błędach (chociaż motyw z deską na pewno zmałpuję w swoim ogrodzie). Sery to nie taka trudna sprawa, my zaczęliśmy je robić tylko na przykładzie tego co przeczytaliśmy w internecie i robimy tak już przeszło rok i wszystkim smakują. Kozy doiłam jako dziecko, ale nie wiem czy jeszcze bym potrafiła, czy z kozami jest jak z jazdą na rowerze?
    Cieszę się, że podobają Ci się moje prace. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy z kozami jest jak z jazdą na rowerze :))))
      Książkę o robieniu serów już kupiłam, teraz rozglądam się za jakąś miłą krową. O kozim mleku mogę na razie tylko pomarzyć.
      Pozdrowionka :)

      Usuń
  8. Magda dziękujemy serdecznie za tak ciepłe słowa! Nam było niezmiernie miło Cię poznać, robisz z mężem taką fascynującą rzecz … teraz z pasją będę śledzić Twojego bloga. Ściskam mocno i raz jeszcze dziękuję Ci za udział w warsztatach. K ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Miałam takie same odczucia po swojej wizycie u Kasi i Andrew. Znowu mnie tam ciągnie. Chyba nocowałyśmy w tym samym miejscu :-). Pozdrawiam zza miedzy .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nocleg z Twojego polecenia :)
      Ależ byłam zaskoczona, kiedy dowiedziałam się skąd jesteś. Połowa mojej rodziny mieszka po sąsiedzku.

      Usuń
  10. Kolejna szczęściara, która mogła się wybrać do Kasi i Andrew. U mnie samochód mógłby nie przeżyć takiej trasy :D Ale jak kiedyś transport ogarnę, to na pewno ruszę. Jestem ciekaw Twoich poczynań z serem - czekam na relacje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego zdecydowałam się na pociąg. Jest taniej i można przy okazji przeczytać dwie książki :)

      Usuń