O ile teren pod tradycyjny warzywnik zwany przez nas Południowym był prawie gotowy, to miejsce na ogród przy kuchni było twardą jak skała mieszanką iłów, gliny i poremontowych odpadów. Jednak nie samo podłoże było najgorszym problemem, Prace przygotowawcze należało zacząć od stworzenia przeszkody dla północnych wiatrów. Pomiędzy ułożonymi równolegle do siebie domem i stodołą mamy korytarz powietrzny, który daje się we znaki szczególnie zimą i wiosną. Na mapach z początku XIX wieku podwórze było od północy osłonięte dodatkowym budynkiem, którego nie ma już na mapach z lat 20-tych ubiegłego wieku. Zamiast odtwarzać cały budynek po którym nie zachowały się żadne inne ślady poza zaznaczeniem na mapie, postanowiliśmy dokuczliwe wiatry zatrzymać budując solidny mur i sadząc jeszcze za nim linię drzew. Z budulcem nie było problemu, bo głazów w naszej ziemi mamy pod dostatkiem.
Pierwszy fragment powstał już w marcu 2015
W lipcu trzeba było zrobić odwodnienie terenu.
Wyrównywanie
Utwardzanie otoczenia
Ubijanie
Przymiarki do wyznaczenia terenu warzywnika - to te miejsca wolne od dachówek. Ogródek przy kuchni miał mieć łagodne zarysy.
Po wyznaczeniu ostatecznych granic trzeba było usunąć twarde jak skała podłoże i nawieźć ziemi gromadzonej w południowym warzywniku. Będziemy za to dozgonnie wdzięczni panu G, który wspomagał mnie jesienią w ogrodowych pracach.
Po odczekaniu dwóch tygodni na uleżenie się ziemi posadziłam tymczasowo to, co w rękę z dawnego dobytku mi wpadło, aby zimą móc patrzeć na coś ładniejszego niż potłuczone dachówki. Wiosną chciałam to wykopać z powrotem, by zrobić miejsce dla warzyw, ziół i kwiatków.
Przyszła wiosna i trzeba było zmienić plany. Po pierwsze trzeba było zmienić kształty. Nie wzięłam pod uwagę tego, że Frodo nie zechce uszanować obłych linii i będzie wydeptywać sobie skróty. Z Bezą nie było nigdy problemu, bo szanowała wyznaczone granice grządek, ale Frodo nie mógł zrozumieć, o co nam chodzi. Kształty trzeba było skorygować, a co za tym idzie porzucić niektóre pięknie przygotowane miejsca wypełnione żyzną ziemią z obornikiem, a za to skopać teren obok. Z łezką w oku wspominaliśmy pana G, który już nie chciał przychodzić, a na jego miejsce nie udawało się nikogo znaleźć. No cóż, trzeba było samemu chwycić za kilof.
Zdesperowani wezwaliśmy na pomoc nasze potomstwo z dalekiej Małopolski. A Frydek tylko uśmiechał się chytrze obmyślając dla nas kolejne warzywnikowe problemy, bo poprawienie granic niewiele dało, gdyż pulchna ziemia okazała się najlepszym dla niego miejscem wypoczynku.
Trzeba było postawić kolejny płotek. Także tym razem został zrobiony z tego, co było pod ręką ;)
Sadziłam tam rośliny wg następującego klucza:
- najczęściej potrzebne w kuchni czyli szczypiorek, pietruszka, sałaty itp
- ładnie pachnące - melisa, mięta, tymianek, szałwia, oregano, bazylia
- piękne i pożyteczne - nagietki, nasturcje, aksamitki, ogóreczniki
- pyszne - pomidory i cukinie
- róże - bo muszą być wszędzie
Przywiezione z poprzedniego ogrodu pienne porzeczki i agrest mają 6 lat i o dziwo pęknie zniosły przesadzanie.
Oto Bazylia zdążająca do ziołowego gniazda
Tymczasem przyszedł zimny listopad i kiedy w tą szarugę oglądam sobie zdjęcia z lata, to trudno mi uwierzyć, że to nie jakieś fantasy i że moje marzenia naprawdę się spełniają.