niedziela, 15 maja 2016

Druga rocznica

Jutro nasza rocznica! Miną dwa lata od podpisania aktu notarialnego. Remont tyle trwający to wcale nie tak długo, jak mogłoby się wydawać. Z jednej strony oczywiście jesteśmy już nim zmęczeni, ale z drugiej strony... Niektóre decyzje podjęliśmy zbyt szybko, zbyt  pochopnie. A właściwie za daleko. Większość pomysłów, a potem projektów powstawało z dala od Domu. Odnoszę wrażenie, że trzeba było więcej wsłuchiwać się w to, co mówi to miejsce. Potrzebna jest cisza i czas. Nie wolno się śpieszyć. Teraz zwalniamy.

Trochę wspomnień.
Nasza obora dwa lata temu (widok od strony chlewika).


W porównaniu do niektórych pomieszczeń gospodarczych oglądanych na Dolnym Śląsku podczas naszych poszukiwań ta obora była dość skromna, ale narzekanie na brak kolumn z piaskowca to chyba przesada, prawda? Od pierwszej chwili widzieliśmy się w tym przestronnym pomieszczeniu. Tyle możliwości! Oczarowały nas stropy, solidność murów, autentyzm. A te ceramiczne żłoby z Bolesławca! Bardzo chciałam je zachować. Miałam już pomysł na ich aranżację, w planach było także pozostawienie nieotynkowanej kamiennej ściany. Plany planami, a życie swoje. Nie udało się. Niski, ceglany sufit i kamienne ściany sprawiały, ze pomieszczenie było zbyt ciemne. Chciałam przeforsować poszerzenie okien, lecz poległam w przedbiegach. Jedynym wyjściem było wykończenie wszystkiego na biało. Efekt doświetlający wyszedł bardzo dobrze, natomiast rozbielona podłoga przy stadku czworonogów chyba nie byla najlepszym rozwiązaniem ;)
A dlaczego nie udało mi się uratować oryginalnego umieszczenia żłobów? Zaprawa między kamieniami była nasączona wodą jak gąbka i wymagała porządnej izolacji.  A że ściana ma 130 cm grubości (nota bene to nasza ścianka działowa do sypialni :) , to trzeba było podkopać ją z obu stron. I tak ceramiczne żłoby powędrowały do koźlarni. 
Ściany zaizolowane, wylewka zrobiona, można układać podłogę. Jest izolowana styropianem, ale na obrzeżach zamiast styropianu wysypany jest keramzyt jako ochrona przed gryzoniami.



Na koniec położyliśmy stare deski, trochę więcej o nich tutaj . Trzeba dodać, że patrząc z perspektywy czasu kupowanie desek z kieleckiej chałupy nie wydaje mi się teraz najlepszym pomysłem. Rzadko kiedy miały równoległe krawędzie, a poza tym były pokryte grubą warstwą lakieru. Nigdy więcej. Jeszcze tylko zrobimy piętro ze starych desek i koniec  ;)
 

Potem cyklinowanie i olejowanie.



 
Wnętrza nie są skończone, na razie wypełniliśmy je przypadkowymi meblami, a zamiast lamp w większości miejsc do tej pory wiszą gołe żarówki. Kiedyś się urządzimy...