Trochę wspomnień.
Nasza obora dwa lata temu (widok od strony chlewika).
W porównaniu do niektórych pomieszczeń gospodarczych oglądanych na Dolnym Śląsku podczas naszych poszukiwań ta obora była dość skromna, ale narzekanie na brak kolumn z piaskowca to chyba przesada, prawda? Od pierwszej chwili widzieliśmy się w tym przestronnym pomieszczeniu. Tyle możliwości! Oczarowały nas stropy, solidność murów, autentyzm. A te ceramiczne żłoby z Bolesławca! Bardzo chciałam je zachować. Miałam już pomysł na ich aranżację, w planach było także pozostawienie nieotynkowanej kamiennej ściany. Plany planami, a życie swoje. Nie udało się. Niski, ceglany sufit i kamienne ściany sprawiały, ze pomieszczenie było zbyt ciemne. Chciałam przeforsować poszerzenie okien, lecz poległam w przedbiegach. Jedynym wyjściem było wykończenie wszystkiego na biało. Efekt doświetlający wyszedł bardzo dobrze, natomiast rozbielona podłoga przy stadku czworonogów chyba nie byla najlepszym rozwiązaniem ;)
A dlaczego nie udało mi się uratować oryginalnego umieszczenia żłobów? Zaprawa między kamieniami była nasączona wodą jak gąbka i wymagała porządnej izolacji. A że ściana ma 130 cm grubości (nota bene to nasza ścianka działowa do sypialni :) , to trzeba było podkopać ją z obu stron. I tak ceramiczne żłoby powędrowały do koźlarni.
Na koniec położyliśmy stare deski, trochę więcej o nich tutaj . Trzeba dodać, że patrząc z perspektywy czasu kupowanie desek z kieleckiej chałupy nie wydaje mi się teraz najlepszym pomysłem. Rzadko kiedy miały równoległe krawędzie, a poza tym były pokryte grubą warstwą lakieru. Nigdy więcej. Jeszcze tylko zrobimy piętro ze starych desek i koniec ;)
Potem cyklinowanie i olejowanie.
Wnętrza nie są skończone, na razie wypełniliśmy je przypadkowymi meblami, a zamiast lamp w większości miejsc do tej pory wiszą gołe żarówki. Kiedyś się urządzimy...