Skoro płynie - dopust boży. Niebezpiecznie sprzeciwiać się wyrokom losu. Krystaliczna woda z trudem przeciska się między stuletnimi cegłami i mozolnie wypłukuje dziury w nowej zaprawie. Grzech nie pomóc niebożęciu. Niech nie błądzi po podłodze beztrosko pokrytej dachówkami, szukając drogi do morza. Niech nie męczy się zalewaniem nierozpakowanych jeszcze pudeł schowanych w piwnicy. Wskażmy jej jedynie słuszną drogę. Wywierćmy otwory w stopniach, wytnijmy kanał, poprowadźmy rurkę do piwnicznego drenu.
Jakże naiwni byliśmy przychylając nieba naszemu cudownemu źródełku, życiodajnej wodzie. Myślimy sobie: wzruszy się, zawstydzi naszą gościnnością i pójdzie błogosławić innym blogerom. Nic z tego. Sączy się cholera jedna. Już nie szemrze, ale po cichu wsącza się w wewnętrzną ścianę. Jak atak chemiczny remersa nam nie pomoże, to wezwiemy egzorcystę. Tyle w tym temacie.
Żeby nie było, piwnica nie jest jedynym pomieszczeniem w naszej chacie. Mamy też zacny pokój. Właściwie jest dużo za duży dla nas. Cóż, tak wyszło. A teraz fotorelacja.
A jak zrobić starą podłogę w jeszcze starszej oborze?
Najpierw trzeba znaleźć jakąś rozbieraną akurat chałupę i przywieźć jej podłogę do domu (poprzedniego).
Schować do stodoły (obecnej).
Potem przebrać deski.
Przeheblować.
Dociąć i dopasować.
A na koniec należy zaprosić gości, którzy robią ładne zdjęcia.