niedziela, 30 listopada 2014

Cisza.

Co nie oznacza, że nic się nie dzieje. Wręcz przeciwnie. To cisza w trakcie burzy, taki czas między jednym a drugim grzmotem. A może następnego już nie będzie?
Życie biegnie nam dwutorowo. W domu choroba za chorobą, pochód lekarzy, pielęgniarek, szpital. Już jest lepiej. Może wreszcie odpocznę, oswoję się z nową sytuacją. Opanowałam już strach przed dawaniem zastrzyków, teraz będzie mi już łatwiej. Chociaż nie dam rady wyrwać się do Janic, mogę chociaż kontynuować bloga.

A tam remont nabiera rozpędu. Siedlisko zaczyna przypominać plan zdjęciowy do filmu, tylko nie jestem pewna jakiego. Horror, kryminał, katastroficzny? Chyba wszystkiego po trochu, nawet komedię można by kręcić.
Po tych kilku miesiącach samodzielnych zmagań, M. dojrzał do zatrudnienia pomocników. Najpierw odpuścił sobie pomysł samodzielnego przekładania dachu, teraz zrezygnował nawet z wersji mieszanej, tzn. majster-góral plus ekipa naszych przyjaciół, która była planowana na wiosnę. Bierzemy profesjonalistów.  Obserwowaliśmy firmę, która remontowała dach u sąsiadów i spodobało się nam. Inni sąsiedzi też wydali pozytywną opinię na ich temat, więc decyzja zapadła. Natomiast podczas narad z szefem doszliśmy do wniosku, że dach może jeszcze zaczekać, bo najważniejszą sprawą jest izolacja fundamentów.
Podejrzewaliśmy, że fundamenty są niewielkie. Teraz już wiadomo, że średnia wysokość to 10-20 cm. Dom posadowiony jedynie na kamiennej podsypce to dla nas egzotyczny widok, ale naszej firmy to nie dziwi. Połowa domów przez nich remontowanych posiadała podobne rozwiązanie.
Fundamenty skromniutkie, za to grubość ścian jest imponująca: 65 metrów naszych ścian ma szerokość 80 cm, a północna ściana do pewnej wysokości ma szerokość 130 cm!



Oto nasz wiszący dom. Zdjęcia będą marne, robione komórką.



 
Widok fundamentów od strony obory.



A to początkowa faza wykopalisk.


Mozolna robota,  z którą nie można się śpieszyć. Odsłonięcia muszą być niewielkie i oddalone od siebie, aby nie naruszać stabilności domu. Te prace trwają u nas prawie miesiąc i już wiadomo, że nie zdążyliśmy przed mrozem. Czekamy do wiosny.

W czasie kiedy ekipa podkopuje nam dom, reszta gospodarstwa także przeżywa ciężkie chwile. 
Takie na przykład biedne szambo. Stało sobie spokojnie nie wadząc nikomu. Nieczynne, bo w Janicach jest kanalizacja (!!!). A tu przyjechała kopara i zakończyła jego cichy żywot.



Ta piękna maszyna dowodzona przez świetnego koparkowego była naszym częstym gościem i sporo narozrabiała.

Ale o tym napiszę następnym razem. Kiedy tylko znajdę wolną chwilkę.